fbpx

Pewien polski start-up wpadł na pomysł urządzenia, które pozwoli mierzyć ekspresję uśmiechu na twarzy pracowników i klientów rozmaitych placówek, po to aby zachęcić ludzi do wzajemnej życzliwości. Dzięki temu rozwiązaniu urzędnicy lub pracownicy za każdą oznakę sympatii mieliby zyskać nagrody w postaci bonów do wybranych sklepów, organizacje charytatywne otrzymywałyby 1 grosz za każdy uśmiech zadowolonego klienta, a cała instytucja cieszyłaby się opinią miejsca przyjaznego odbiorcom.

W rozmowie z Katarzyną Szymielewicz, prezeską fundacji „Panoptykon”, terapeutka „Kontekstów” Cveta Dimitrova tłumaczy, iż ów pozornie ciekawy pomysł może być formą opresji i chęcią kontrolowania stanów emocjonalnych pracowników firm i innych placówek. Jest to też przyczynek do zastanowienia się nad autentycznością emocji przekazywanych sobie nawzajem przez pracownika i interesanta, a w tle pojawia się pytanie czy w ogóle możliwa jest interakcja oparta na okazywaniu li tylko emocji, które kulturowo uznawane są za „pozytywne”.

Pod płaszczykiem polepszenia usług, żeby nie powiedzieć dobrostanu społeczeństwa w ogóle, propagowany jest wręcz fałszywy sposób przeżywania siebie oraz innych, co może prowadzić do pogorszenia funkcjonowania psychicznego, objawów depresyjnych i szeregu innych kosztów emocjonalnych, które jako społeczeństwo mielibyśmy ponosić na rzecz przyrostu konsumpcji. Czy za wyższą sprzedaż lub lepszą obsługę gotowi jesteśmy pozwolić naruszać swoją intymność? Zachęcamy do zapoznania się z rozmową.